OGŁOSZENIE!!!

Z powodu pojawienia się spamu na blogu z dniem dzisiejszym przywrócona zostaje moderacja komentarzy. Wszelkie informacje możecie Państwo uzyskać pod adresem mailowym konzentrazion.lager@gmail.com



23 czerwca 2010

Wstrząsające wspomnienia więźniów z obozu w Oświęcimiu

Znalazłem wstrząsające wspomnienia więźnia z Auschwitz Birkenau.Do Oświęcimia trafił gdy miał 21 lat.

Oto wspomnienia:





– Musiałem nosić cegły i budować kolejne bloki dla ludzi z kolejnych transportów – wspomina Józef Drożdż (92 l.), który co roku przyjeżdża na obchody wyzwolenia Auschwitz. – Mieszkałem w ciasnej celi z 40 współwięźniami, spałem na zawszonym sienniku. Ale dla mnie to święte miejsce. Ja przeżyłem to piekło, ale straciłem tu brata. A to, co mnie tu spotkało, odcisnęło piętno na mojej duszy. Wtedy też był straszny mróz...

Był 18 grudnia 1940 roku, gdy wraz z 280 innymi więźniami Józef Drożdż został wsadzony do ciężarówki i wywieziony. – Bo jakiś mężczyzna wskazał mnie jako tego, który rozprowadza patriotyczne ulotki. On skłamał, ale gestapowcy nie dochodzili prawdy, tylko zapakowali mnie do transportu – opowiada. W Auschwitz spędził trzy miesiące. Przerzucany z obozu do obozu w końcu trafił do Gusen, gdzie doczekał wyzwolenia.



Codziennie myślałem: czy dziś moja kolej?

Każdego dnia widziałem w Oświęcimiu umierających i bestialsko mordowanych kolegów – opowiada Stanisław Krzek ( 72 l.). Były więzień nie może się pozbyć tragicznych obrazów. Ciągle tkwią w jego pamięci. – Codziennie rano zastanawiałem się czy to dziś na mnie wypadnie… Czy dziś mnie zabiją? Czy dziś padnę z wycieńczenia? – wspomina.

Do Oświęcimia trafił jako 13 letni chłopiec… Kiedy wybuchła wojna wraz z ojcem i bratem mieszkał w Mysłowicach. Uciekając przed nazistami, ruszali w stronę Krakowa. Niestety nie dotarli tam. Dopadli ich Niemcy. Mały Staszek trafił do Gryfowa, do niemieckich gospodarzy, którzy zmuszali go do morderczej pracy.

– Gospodarz obarczył mnie winą, że jego koń zdechł – mówi dalej. Potem potoczyło się szybko. Był obóz w Jeleniej Górze, a potem Auschwitz. Pierwszy raz przekroczył jego bramę w maju 1942 roku.
Słaby chłopiec codziennie walczył o życie. Miał mało sił, bał się, że zostanie uznany za bezużytecznego i zgładzony

– Raz nawet usnąłem podczas pracy, koło krematorium – opowiada. – Zostałem pobity do nieprzytomności. Bylem pewien, że to koniec… Mimo wszystko przeżyłem.
Potem został przeniesiony do Gusen. Wyzwolili go Amerykanie w maju 1945 roku.



Śmierć była na każdym kroku.

Stanisław Bogdaszewski (73 l.) do Auschwitz trafił w jednym z ostatnich transportów. W obozie przebywał pięć miesięcy. – Śmierć na każdym kroku, potworny głód i zimno, taka była nasza codzienność – opowiada.

Zanim się tu znalazł, mieszkał wraz z rodzicami w Warszawie. – Po upadku powstania, Polacy mogli albo zginąć, albo trafić do obozu – wspomina. – Gdy skapitulowała Ochota, złapali i nas.
Chłopiec i jego ojciec trafili do transportu oświęcimskiego. Po podróży w bydlęcych wagonach w strasznym zaduchu, wśród umierających ludzi trafi do miejsca eksterminacji… Przekonał się o tym, gdy wysiadł z wagonu. SS-man kierował jednych na prawo a drugich na lewo. Miał szczęście, poszedł na prawo. Ci, z lewej strony szli do komory gazowej, gdzie od razu czekała ich śmierć. Pan Stanisław doczekał wyzwolenia obozu. Ale po tym co przeżył, nawet nie umiał się cieszyć życiem, każdego dnia ma w pamięci spojrzeniach ludzi, którzy szli do komór, którzy byli bici do nieprzytomności, umierali z głodu, byli rozstrzeliwani. Obecnie mieszka w Kaliszu. Przyjechał uczcić pamięć kolegów i znajomych, którzy zginęli w tym przeklętym miejscu.

Źródło: Fakt

Poznaj Auschwitz -Film pokaz slajdów

Znalazłem wspaniały film a zarazem pokaz slajdów.Umożliwi on Państwu obejrzenie obozu w Oświęcimiu zupełnie z innej perspektywy.Zapraszam do oglądania.

17 czerwca 2010

Nowe dokumenty o Stutthofie znalezione w budynku byłej komendantury

Muzeum w Sztutowie poinformowało o znalezieniu niezwykle ciekawych materiałów o obozie KL Stutthof w budynku byłej komendantury.Dokumenty te znaleziono podczas remontu budynku byłej komendantury.Więcej informacji na ten temat znajdziecie Państwo na ten temat na stronie oficjalnej muzeum.

16 czerwca 2010

Alojzy Muraszko-"Jedna szansa na tysiąc-wspomnienia"

Dnia 12 sierpnia rozpoczął się nieprawdopodobny, okrutny 120-dniowy okres, dla którego trudno mi znaleźć nazwę. Przez pełne cztery miesiące chowałem się w ruinach Warszawy, sam, bez kontaktu z innymi ludzmi - ba, był to okres w którym najgroźniejszym dla mnie niebezpieczeństwem byli inni ludzie.

Nazwa "Robinson warszawski" dla określenia takiej sytuacji była już używana wiele razy - ale nie oddaje w pełni położenia, w jakim znajduje się człowiek samotny, bezradny i ścigany. Przecież nikt specjalnie nie dybał na życie Robinsona Cruzoe, nie był też samotny, miał przy sobie Piętaszka. To on polował a nie na niego polowano. Wydaje mi się, że dla określenia mnie w ówczesnej sytuacji najbardziej adekwatna nazwa jest "szczur", nazwa zaczerpnięta już nie ze świata ludzi, lecz zwierząt - bo błąkałem się w ciemnościach po piwnicach, bo wyjadałem, co popadło, bo próbowano mnie zlikwidować na różne sposoby.

Alojzy Muraszko mieszkaniec okupowanej Warszawy,ścigany przez wojska niemieckie.Chował się po różnorakich kamienicach mając niewiarygodne przygody i wielkiego farta.Chciał poprostu przeżyć i udało mu się to.

Książka warta przeczytania akcja dzieje się od samego początku do samego końca,przenosimy się wraz z bohaterem do okupowanej Warszawy.

Książkę można uzyskać w bibliotekach i antykwariatach bądź na allegro

15 czerwca 2010

KL Płaszów -obóz w dzielnicy Krakowa

Plan obozu w Płaszowie
Utworzony na terenie krakowskich Krzemionek jesienią 1942 r. zarządzeniem niemieckich władz okupacyjnych Krakowa. Do 1944 r. funkcjonował przede wszystkim jako obóz pracy przymusowej dla ludności żydowskiej ze zlikwidowanego krakowskiego getta. Z czasem do obozu zaczęły napływać transporty Żydów z okolicznych miejscowości, małopolski południowo-wschodniej, a także ze Słowacji i Węgier. Transporty były następnie kierowane do obozów pracy na terenie Rzeszy Niemieckiej lub do miejsc natychmiastowej zagłady: Bełżca i Auschwitz.

Powstał również sektor polski oraz przeznaczony dla Polaków ciężki obóz pracy w kamieniołomie należących niegdyś do spółki "Liban".

Podjęto budowę krematorium i komór gazowych, lecz nie zdążono jej dokończyć.

Teren wokół obozu był miejscem licznych egzekucji dokonywanych przez okupanta na więźniach Płaszowa, politycznych więźniach Gestapo oraz cywilnej ludności miasta. W masowych grobach położonych na tych miejscach znalazło się prawdopodobnie od 8.000 - 12.000 ciał, chociaż dokładna liczba rozstrzelanych nie jest znana.

Wzgórze za zlikwidowanym żydowskim cmentarzem stało się miejscem pochówku około 2.000 osób, które zginęły na ulicach Podgórza podczas likwidacji getta w dniach 13-14 marca 1943 roku.

Nie ma pewnych danych dotyczących całkowitej liczby więźniów obozu, gdyż jego dokumentacja zaginęła. Obecnie tę liczbę szacuje się na około 50.000, powojenny raport Komisji ds. Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce określał tę liczbę na 150.000.

Wojnę przeżyli nieliczni z więźniów Płaszowa - wśród nich znalazło się 1.100 krakowskich Żydów ocalonych przez Oskara Schindlera.

HISTORIA OBOZU

Budowę obozu rozpoczęto bezpośrednio po wysiedleniu z krakowskiego getta dnia 28 października 1942 r. Powstawał na terenie Podgórza - miasta położonego na prawych brzegu Wisły, przyłączonego do Krakowa przed I wojną światową jako jego dzielnica. Na terenie budowy znalazły się położone obok siebie dwa cmentarze żydowskie: dawniejszy, należący do gminy podgórskiej oraz cmentarz gminy krakowskiej. Wejście na cmentarz podgórski, założony w 1887 r. znajdowało się od strony ulicy Jerozolimskiej. Cmentarz gminy krakowskiej powstał w 1932 r., gdy brakło miejsc na cmentarzu przy ul. Miodowej i znajdował się od strony ulicy Abrahama. Przy jego wejściu wybudowano piękną halę przedpogrzebową w stylu bizantyjskim, wg projektu inż. Siódmaka.

Teren budowy obozu objął oba cmentarze, razem około 10 hektarów powierzchni. Pierwotnie obóz był przeznaczony dla 2-4 tys. więźniów, w głównej mierze Żydów z likwidowanego getta. Był to teren bardzo trudny: nierówny, pagórkowaty, kamienisty i w dużej części bagnisty. Budowa wymagała ogromnych nakładów pracy, przemieszczania znacznych ilości ziemi i wielkiej pomysłowości ze strony inżynierów prowadzących budowę. Należało postawić baraki mieszkalne i przemysłowe, a także poprowadzić drogi, wodociągi i kanalizację, które musiały sprawnie funkcjonować mimo rosnącej w szybkim tempie liczby więźniów.

Pierwsze prace związane z budową rozpoczęto w połowie 1942 r. Po 28.10.1942 r. (drugiej akcji wysiedlania z getta) zorganizowano w Płaszowie placówkę pod nazwą "Barackenbau". Zatrudnieni w niej Żydzi wychodzili codziennie rano pod eskortą niemieckich żołnierzy z getta do pracy i wracali wieczorem. Sytuacja pracujących w "Barackenbau" od początku była bardzo ciężka. Więźniów zatrzymywano często na noc w niewykończonych barakach, a za zbyt powolne, zdaniem strażników, wykonywanie pracy karano śmiercią. Już w drugiej połowie listopada 1942 r. pracujących skoszarowano na miejscu, w niedokończonych jeszcze barakach, bez światła i urządzeń sanitarnych. Miejscem pobytu tej załogi stał się kamieniołom, niegdyś należący do spółki handlowej "Liban&Ehrenpreis", położony w pobliżu obozu - w późniejszym okresie w tym miejscu powstał obóz karny.

Jednym z pierwszych zadań było zniwelowanie cmentarzy. Pomniki z cmentarza przenoszono na plecach i układano z nich chodniki przed wejściami do biur komendantury. Wykopane zwłoki przerzucano do wspólnych mogił. Większość prac była wykonywana biegiem, w ogromnym tempie, wśród wrzasków i pod bronią strażników. Kierujący obozem starali się jak najszybciej uruchomić w obozie warsztaty rzemieślnicze i przemysłowe, bo tylko to chroniło ich przed skierowaniem na front.

13 marca 1943 r. nastąpiła ostateczna likwidacja krakowskiego getta. Tego dnia przeprowadzono do obozu około 8 000 osób, wybranych według kryterium przydatności do pracy. Pozostali mieszkańcy getta zostali wywiezieni pociągami do obozów śmierci lub zamordowani na miejscu. Więźniów zakwaterowano w niedokończonych barakach, bez wody, ogrzewania, elektryczności i urządzeń sanitarnych.

"Zamyka się za nami brama, ciężka brama starego żydowskiego cmentarza. Maszerujemy dalej, droga wznosi się trochę, trzeba wyciągać nogi z grząskiego błota, wkoło ponuro majaczą sylwetki baraków.
- Mężczyźni na prawo, kobiety na lewo - powiedział tatuś. - O piątej pobudka. Teraz każdy rozlokuje się, gdzie jest miejsce, jutro będą przydzielane stałe miejsca."

Tak wspomina dzień wejścia do obozu Stella Muller-Madej, wówczas 13-letnia dziewczynka.

Obóz stale rozbudowywano. Przybywało więźniów, przywożonych do Płaszowa z gett likwidowanych w mniejszych miejscowościach wokół Krakowa, a w późniejszym okresie ze wschodniej Małopolski, Słowacji, Węgier. Najczęściej Płaszów był dla tych osób jedynie stacją przesiadkową w drodze do obozów zagłady lub obozów pracy, głownie na terenie Niemiec. Przybywało również baraków. Teren obozu ostatecznie objął prawie 80 hektarów, na którym stanęło około 180 baraków mieszkalnych i przemysłowych. W szczytowym okresie przebywało w nim około 25 tys. więźniów. Rozszerzony obszar obozu sięgał od zachodu do ul. Swoszowickiej, od wschodu do ul. Wielickiej, od południa do ul. Pańskiej. Ogrodzenie obozu, podwójne w części zewnętrznej liczyło 4 km. długości. Pomiędzy drutami znajdował się 5-metrowej szerokości korytarz, przeznaczony dla wartowników. Dodatkowo oddzielone od siebie były poszczególne sektory obozu: mieszkalna męska, mieszkalna kobieca, przemysłowa, magazynowa, strefa mieszkaniowa strażników i komendantura, a także inne. Więźniowie mogli przebywać tylko w przeznaczonych dla siebie częściach obozu oraz tam, gdzie posiadali przepustki.

W północno-zachodniej części terenu, na zniwelowanym cmentarzu z resztkami nagrobków umiejscowiono część sanitarną obozu: łaźnie, latryny, odwszalnię i inne. Dalej w kierunku południowym znajdowały się części mieszkalne: kobieca i męska, rozłożone wokół szerokiego plateau, tworzącego plac apelowy. W męskiej części z początkiem roku 1944 wydzielono kilka baraków dla więźniów polskich, które następnie również odgrodzono drutem kolczastym.

Przy skrzyżowaniu ulic SS-Strasse (obecnie ul. Heltmana) i Bergstrasse (główna ulica obozu, oddzielająca część mieszkalną od przemysłowej) znajdował się niewielki kamieniołom, gdzie tłuczono kamienie przeznaczone do budowy. Przy kamieniołomie zaczynał się tor kolejki.

Miejsce to, położone w pobliżu obozowego karceru w Szarym Domu oraz willi komendanta obozu, pochłonęło bardzo wiele ofiar. To stamtąd więźniarki żydowskie i polskie ciągnęły na linach ciężkie wagoniki wypełnione kamieniem, w górę ulicy Heltmana. Kolejkę zwano Mannschaftzug. Do wagoników zaprzęgano po 35 kobiet z każdej strony. Kobiety miały 55 minut na każdy przejazd, wykonywały 12 przejazdów w ciągu 12 godzin pracy. Na każde 100 metrów trasy, różnica poziomów wynosiła 6 metrów. 9 ton kamienia. Polskie kobiety pracowały w dzień, żydowskie w nocy.

W części przemysłowej znajdowały się warsztaty rzemieślnicze i produkcyjne, pracujące na potrzeby niemieckiej armii oraz kadry oficerskiej stacjonującej w Krakowie. Wynikiem pracy więźniów jest wiele obiektów istniejących w Krakowie do dziś - m.in. linia kolejowa biegnąca przez Krzemionki czy ulica Kamińskiego.

Oprócz zakładów konfekcyjnych Madritscha, szyjących mundury dla wojska, w części przemysłowej obozu znajdowały się między innymi warsztaty: ślusarski, stolarski, tapicerski, mechaniki samochodowej, elektryczny, kuśnierski, krawiecki, szewski, papierniczy i drukarnia. W drukarni drukowano między innymi, przeważnie nocą, tajne rozkazy władz niemieckich i dokumenty SS. Zdarzało się, że po zakończeniu pracy drukarzy rozstrzeliwano. W części magazynowej więźniowie również selekcjonowali i naprawiali zrabowane przez Niemców wartościowe przedmioty: biżuterię, zegarki, meble.

Obóz posiadał kilka filii umiejscowionych przy większych zakładach produkcyjnych - jednym z takich podobozów była Fabryka Naczyń Emaliowanych należąca do Oskara Schindlera.

Likwidacja obozu.

W czwartym kwartale 1943 roku, jak również w 1944, szczególnie po zmianie kwalifikacji obozu na koncentracyjny, znacznie zwiększyła się migracja jego mieszkańców. Zaczęły przychodzić transporty z likwidowanych gett i mniejszych obozów. Wiele transportów odchodziło do innych obozów, szczególnie na terenie Niemiec.

Pierwsza selekcja w obozie miała miejsce w maju 1944 r. Komendant wyraził zgodę na przyjęcie transportu około 10.000 Żydów węgierskich, przeznaczonych do pracy w zakładach zbrojeniowych. Aby zrobić dla nich miejsce, skierował do Oświęcimia część dotychczasowych więźniów. 14 maja wywieziono z Płaszowa, prosto do komór gazowych, 1.400 osób, w tym 286 dzieci z tzw. Kinderheimu - dziecięcego baraku. To właśnie tę akcję niektóre dzieci przetrwały, ukrywając się w dołach kloacznych obozowych latryn.

Od 1944 r. prawie codziennie odchodziły z Płaszowa transporty więźniów do Auschwitz, Gross-Rosen, Mauthausen, Flossenbürga i innych miejsc. We wrześniu 1943 przywieziono transport, składający się głównie z kobiet, po likwidacji getta w Tarnowie. W późniejszym czasie te kobiety wywieziono do Stuthoffu. W styczniu 1944 r. przywieziono kilkuset Polaków oraz około 100 Żydów ze zlikwidowanego obozu w Szebni koło Jasła. W tym obozie przebywali Polacy i Żydzi głównie z okolic Tarnowa. W tym samym czasie przybyła grupa Żydów ze zlikwidowanego getta w Bochni. W kwietniu 1944 r. przywieziono kilkadziesiąt rodzin z Borysławia, Drohobycza i Majdanka. Wkrótce ten transport trafił do Oświęcimia.

W maju przywieziono Żydów słowackich - wywieziono ich później w nieznanym kierunku.
W lipcu przyszły transporty Żydów ze Stalowej Woli, z Rzeszowa, Pustkowia i z Mielca.
W sierpniu zlikwidowano podobozy w Wieliczce (Saliny), w Fabryce Kabli i Emalierni Schindlera.
W tym czasie odesłano również około 4.000 osób do Flossenbürga.

Dalsze transporty przybywały głównie z terenów Małopolski Wschodniej i były kierowane do dalszych obozów.
6 sierpnia 1944 wysłano transport 6.000 węgierskich Żydówek do Oświęcimia, a 13 i 14 sierpnia wywieziono 5.000 osób do Mauthausen.
10 października około 600 osób wyjechało do Flossenbürga, a 15 października 4.500 więźniów-mężczyzn do Gross-Rosen. Wśród nich było 700 mężczyzn z listy Schindlera, mających skierowanie do jego fabryki w Brünnlitz. 21 października wyjechał transport około 1000 kobiet do Oświęcimia, wśród nich 300 skierowanych do Brünnlitz.

Jesienią 1944 r. z załogi Płaszowa, liczącej jeszcze we wrześniu około 5.000 Żydów, pozostała jedynie grupa likwidacyjna licząca około 600 osób. Jej zadanie polegało na zacieraniu śladów po istnieniu obozu: grupa rozbierała baraki i urządzenia obozowe, kontynuowała wydobywanie i palenie ciał z masowych grobów.

Ostatnia grupa więźniów została wyprowadzona z obozu pieszo w dniu 15 stycznia 1945 r., na 3 dni przed wkroczeniem do Krakowa wojsk radzieckich.

Komendant obozu, Amon Goeth, został aresztowany przez władze niemieckie 13 września 1944 r. Oskarżono go o korupcję, handel na czarnym rynku oraz łamanie regulaminu obozowego, nie oskarżono jednak o morderstwa czy znęcanie się nad więźniami. Zwolniony z więzienia w styczniu 1945 z powodu cukrzycy, przebywał w sanatorium w Bad Tölz, gdzie tuż po zakończeniu wojny aresztowały go wojska amerykańskie. Uznany za zbrodniarza wojennego, został przekazany władzom polskim. Oskarżony o ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości, stanął przed sądem i został skazany na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano 13 września 1946 r. w Krakowie.

Masowe egzekucje

Teren obozu stał się również miejscem masowych egzekucji, dokonywanych na polskich więźniach politycznych, Żydach ukrywających się w Krakowie oraz cywilnej ludności miasta. Skazanych przywożono w zakrytych ciężarówkach, między innymi z więzienia na ulicy Montelupich lub z siedziby Gestapo na Pomorskiej. Egzekucje odbywały się już poza ogrodzeniem obozu, po zachodniej stronie, na dwóch wzniesieniach dawnych austriackich szańców. Miejsca te zwane były przez więźniów C-Dołek (lub Lipowy Dołek) i H-Górka. Ciężarówki przyjeżdżały 3-4 razy w tygodniu, z reguły wczesnym rankiem. Na rozkaz esesmana skazani wyskakiwali z samochodu, rozbierali się, schodzili do wykopanego rowu i kładli twarzą do ziemi. Zastrzelonych przysypywano warstwą piasku i ziemi.

Wspomina Stella Müller-Madej:

"Następny dzień nie przyniósł nic nowego. Jak zwykle kilka niewielkich ciężarówek przywiozło ludzi na rozstrzelanie na Górce. W czasie pracy doszedł nas śpiew: "Jeszcze Polska nie...", tu pieśń przerwała seria z karabinów. Następne transporty już nie śpiewały, ludziom zalepiano usta plastrami".

"Dzisiaj znowu przyjechała ciężarówka na Górkę. Wyskakujący z niej ludzie , jak to ostatnio bywa, mają zaklejone usta. Muszą pedantycznie ułożyć zdjęte ubrania i stanąć nad swoim grobem. W tym transporcie jest dwoje dzieci, chłopczyk, sądząc po wzroście, może ma dziesięć, może dwanaście lat, dziewczynka nie więcej niż cztery. Chłopczyk rozbiera się pierwszy, szybko, bardzo szybko, potem rozbiera dziewczynkę. Objął małą, przycisnął jej główkę do swojego brzucha, stoją bez ruchu. Wszyscy w ostatnich sekundach swojego życia stoją równo."

W innym z transportów przywieziono na rozstrzelanie cały orszak ślubny, z parą młodą, księdzem w sutannie, gośćmi weselnymi i orkiestrą.

Z początkiem 1944 roku dostarczono do Płaszowa materiały do budowy krematorium i komór gazowych, jednak być może ze względu na koszty i bliskość komór gazowych Oświęcimia, budowa została uznana za nieopłacalną i nigdy jej nie ukończono.
Wkrótce zwłoki zastrzelonych poczęto ekshumować i spalać na drewnianych platformach. W ten sposób wydobyto i spalono prawdopodobnie wszystkie ciała zakopane w rowach na H-Górce. Z drugiego masowego grobu, C-Dołka, przypuszczalnie nie wydobyto wszystkich ciał i do dziś spoczywają tam ludzkie kości. W taki sam sposób zlikwidowano masowy grób za żydowskim cmentarzem, gdzie były pochowane ofiary z krakowskiego getta. Relacje świadków mówią o wywiezieniu z obszaru obozu 17 ciężarówek ludzkich prochów. Część popiołów prawdopodobnie została rozsypana po całym jego terenie.

10 czerwca 2010

Praca w obozach koncentracyjnych

W dwunastoletniej historii obozów koncentracyjnych doszło do znaczącej ewolucji roli jaką miały spełniać. Początkowo stanowiły jeden ze środków terroryzowania własnego społeczeństwa. Pełniły rolę "obozów poprawczych" w których praca miała być elementem wychowawczym. Osadzano w nich przeciwników hitleryzmu, lub "elementy niepożądane" lecz mimo okrucieństw, jakim poddawano więźniów, nie były one miejscem zagłady.
W związku z wielomilionowym bezrobociem panującym w Niemczech, z ekonomicznego punktu widzenia, niemożliwe było wykorzystanie pracy więźniów w gospodarce. Dlatego praca będąc jednocześnie obowiązkiem, musiała być bezproduktywna, obliczona jedynie na wyniszczenie więźniów. Widmo kary, polegającej na niewolniczej pracy miał zastraszać społeczeństwo i odbierać wszelką chęć oporu wobec władzy.
Wraz z wychodzeniem z kryzysu, zmieniał się stosunek hitlerowców do pracy w obozach. Zapotrzebowanie na materiały budowlane, związane z projektem budowy autostrad i rozbudowy miast spowodowały, że Pohl, kierownik administracji SS utworzył spółkę wykorzystującą darmową pracę więźniów w kamieniołomach i żwirowniach.

Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny i aneksji kolejnych państw przez III Rzeszę. Wobec Polaków i narodów Europy Wschodniej, a przede wszystkim wobec Żydów, obozy stały się miejscem masowej eksterminacji, która w efekcie miała doprowadzić do całkowitego unicestwienia całych grup ludności.
Jeszcze przed sformułowaniem idei "ostatecznego rozwiązania" funkcjonowało pojęcie "wyniszczenia przez pracę" - z tym, że miała być to praca na rzecz gospodarki niemieckiej. Po zatrzymaniu się ofensywy niemieckiej w Rosji i przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych, władze Rzeszy zdały sobie sprawę, że potencjał gospodarczy Niemiec jest zbyt mały, by zrównoważyć potęgę militarną obu przeciwników. Jedynym wyjściem miało być wykorzystanie siły roboczej podbitych krajów na rzecz niemieckiej gospodarki. Na plan pierwszy wyszła konieczność zatrudniania wielotysięcznych mas w przemyśle zbrojeniowym. W celu zwiększenia zatrudnienia podjęto decyzję, aby zagładę Żydów ograniczyć do osób nienadających się do pracy, natomiast młodzi i zdrowi mieli być zatrudniani w przemyśle. Od tamtej pory datuje się dokonywanie selekcji, zarówno w miejscu zamieszkania (wykluczając z transportów rzemieślników i wykwalifikowanych robotników), a następnie w obozach, gdzie oddzielano osoby w pełni sił i kierowano je do pracy, a jednostki nieproduktywne kierując do komór gazowych.
W tym czasie obozy były jeszcze nieprzygotowane na przyjęcie tysięcy pracowników, wydano więc dyrektywę o "oczyszczaniu" obozów z chorych i wycieńczonych. Mordowanie ludzi niezdolnych do dalszej pracy było jednym ze sposobów utrzymania na wysokim poziomie wydajności więźniów, co zresztą było zagwarantowane umową o najem pracowników przez zakłady produkcyjne wykorzystujące więźniów.
Jednocześnie rozpoczęto gwałtowną rozbudowę obozów, zamieniając je w wielotysięczne ośrodki skupiające więźniów ze wszystkich podbitych krajów. Doszło do paradoksalnego układu zwrotnego: przy rozbudowie i utrzymaniu nowych wielkich obozów konieczne było zatrudnienie licznych grup więźniów, co w dużym stopniu ograniczało zatrudnianie ich w fabrykach zbrojeniowych. Dodatkową przeszkodą w realizacji planu zatrudniania więźniów w przemyśle, była wielka ich śmiertelność, oscylująca wokół 10%. W tej sytuacji wysunięto propozycję poprawienia warunków życia więźniów - wydano zgodę na przesyłanie paczek żywnościowych, ograniczenie kary chłosty do wyjątkowo ciężkich przewinień, zobowiązano lekarzy do poprawy warunków higienicznych w obozach, a także do poprawy opieki nad chorymi i rannymi więźniami przebywającymi w szpitalach. W tym też czasie zaniechano zabijania chorych zastrzykami fenolu i selekcji niepełnosprawnych do gazu.
Zakaz ten jednak nie obejmował Żydów, wobec których nie złagodzono zasady wyniszczenia przez pracę. W tym samym czasie, gdy gospodarka niemiecka potrzebowała kilku milionów robotników przemysłowych, zadaniem priorytetowym było całkowite eksterminowanie narodu żydowskiego.
W aspekcie deficytu siły roboczej w przemyśle i przeprowadzanej jednocześnie Zagłady - stosunek władz hitlerowskich do Żydów charakteryzowała daleko idąca niekonsekwencja. Mimo nasilającego się kryzysu militarnego, gospodarczego i finansowego angażowano wiele gałęzi przemysłu a także tabor kolejowy, tysiące żołnierzy i policjantów do przeprowadzenia "ostatecznego rozwiązania problemu żydowskiego".

4 czerwca 2010

Zbrodnia katyńska-zbrodnia wojenna wszechczasów...

Katyń jest dla Polaków symbolem zbrodniczej polityki systemu sowieckiego wobec narodu polskiego. W stosunkach polsko-sowieckich lat 1917–1991 Katyń jest momentem kulminacyjnym. „Zbrodnia Katyńska” jest pojęciem umownym, odniesionym do jednego z miejsc eksterminacji polskiej elity przywódczej w latach II wojny światowej, najwcześniej odkrytego – lasu katyńskiego pod Smoleńskiem.

Zbrodnia Katyńska to skrytobójczy mord dokonany przez Sowietów na blisko 22 tysiącach obywatelach państwa polskiego, których – po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 r. – wzięto do niewoli lub aresztowano. Na podstawie tajnej decyzji Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) z 5 marca 1940 r., zgładzono strzałem w tył głowy około 15 tysięcy jeńców przetrzymywanych wcześniej w obozach specjalnych NKWD w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku oraz 7 tysięcy osób osadzonych w więzieniach zachodnich obwodów republik Ukraińskiej i Białoruskiej, tj. terenach wschodnich Polski, włączonych w 1939 r. do Związku Sowieckiego.

Ofiarami byli głównie znaczący obywatele państwa polskiego: oficerowie Wojska Polskiego i policji, urzędnicy administracji państwowej oraz przedstawiciele intelektualnych i kulturalnych elit Polski. Zginęli zakopani bezimiennie w masowych dołach cmentarnych – co najmniej w pięciu miejscach na terenie Związku Sowieckiego. Jeńcy z trzech obozów specjalnych NKWD transportowani byli pociągami w kwietniu–maju 1940 r. do miejsc egzekucji: Katynia (obóz w Kozielsku), Kalinina (obóz w Ostaszkowie), Charkowa (obóz w Starobielsku). Zabici w Kalininie (obecnie Twer) zakopani zostali w Miednoje. Pozostali, przetrzymywani w więzieniach i tam mordowani, grzebani byli w nieustalonych dotąd miejscach; znane są dwa w białoruskiej i ukraińskiej republice ZSRR (Kuropaty pod Mińskiem i Bykownia pod Kijowem).

Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i nawiązaniu oficjalnych stosunków przez Rząd Polski na Uchodźstwie i Rząd Związku Sowieckiego latem 1941 r., władze ZSRR nie przekazały Polakom – mimo ich starań – jakichkolwiek informacji w sprawie „zaginionych”. ZSRR zerwał sojusz w kwietniu 1943 r., kiedy stacjonująca w rejonie Smoleńska armia niemiecka odkryła cmentarzysko w lesie katyńskim i zaatakowała propagandowo ZSRR. Władze sowieckie odpowiedziały taktyką zrzucenia winy na Niemców, którzy rzekomo mieli wymordować Polaków po wejściu na te tereny w 1941 roku. Stalin, korzystając z pretekstu „oszczerstw wobec ZSRR”, zerwał stosunki z Rządem Polskim na Uchodźstwie (w Londynie).

Sprawa „katyńska” była przez cały okres ZSRR jedną z najściślej strzeżonych tajemnic Kremla. Gdy po zakończeniu II wojny, podczas procesów norymberskich Związkowi Sowieckiemu nie udało się obarczyć winą za ten mord Niemców (ale zarazem udało mu się uniknąć poddania osądowi win ZSRR), władze sowieckie na stałe przyjęły wbrew faktom wykładnię „kłamstwa katyńskiego”: Sowieci nie mają nic wspólnego z mordem na polskich oficerach – za wszystko odpowiedzialny jest niemiecki faszyzm ...

Zbrodnia Katyńska nie była zdarzeniem wyizolowanym. Była następstwem różnic ustrojowych, sowieckiego dążenia do stworzenia państwa światowego proletariatu i narastającej wrogości między Rosją sowiecką a przedwojenną Polską. Gdy po finale wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, zwycięskim dla Polski, Sowieci musieli na wiele lat pożegnać się z eksportem rewolucji na Zachód, a sam Stalin krytykowany był za swe znaczące błędy na froncie polskim – władze sowieckie uznały zachodniego sąsiada za sztandarowego wroga. W trakcie Wielkiego Terroru w ZSRR w latach 1937–1938, który miał na celu spacyfikowanie tlącego się w całej Rosji antybolszewickiego buntu, Sowieci tępili z wyjątkową zaciekłością polskie środowiska na swym terenie. Zabito wówczas strzałem w tył głowy ponad 70 tysięcy Polaków (obywateli sowieckich). Co dziesiąta ofiara Wielkiego Terroru związana była z Polską. Dopracowano wówczas w ZSRR mechanizm masowych eksterminacji.

Gdy we wrześniu 1939 r. Stalin, po zawiązaniu sojuszu z Hitlerem, zaatakował broniącą się przed Niemcami Polskę, jednym z jego celów było trwałe zniszczenie polskiej państwowości. Od pierwszych chwil tej agresji, Sowieci konsekwentnie izolowali (lub zabijali na miejscu) tych, których uznawali za reprezentantów grupy przywódczej niszczonego państwa, szczególnie kadrę oficerską. Można przypuszczać, iż władze sowieckie z góry planowały ich systemową eliminację – podobnie jak zaplanowali to naziści w „swojej” części okupowanej Polski. Wobec tych aresztowanych Sowieci nie stosowali reguł prawa międzynarodowego, także dlatego z taką konsekwencją trwali później przy sformułowanym przez siebie kłamstwie.

Po zerwaniu stosunków z Polską w 1943 roku, a następnie opanowaniu jej terenów w latach 1944–1945 Związek Radziecki aż do lat 80. kontrolował podporządkowany sobie kraj, zarządzany przez marionetkowe ekipy podległe komunistycznemu imperium. W tym okresie żądanie prawdy o „Katyniu” traktowane było jako akt wrogi nie tylko wobec ZSRR, ale i PRL. Polska powojenna została bowiem wprzęgnięta w tryby „kłamstwa katyńskiego”. Po zmianach systemowych w całym bloku sowieckim (1989–1991), żądanie wyjaśnienia prawdy o „Katyniu” pojawiło się także po rosyjskiej stronie. Wielu Rosjan pomagało w dochodzeniu do prawdy o tej zbrodni. W latach 1990–1992 ujawniono główne dokumenty „katyńskie”, w tym decyzję BP KC WKP(b) z 5 marca 1940 r., podpisaną między innymi przez Stalina. W sierpniu 1993 r. grupa rosyjskich historyków opracowała w Moskwie wyczerpującą ekspertyzę, uczciwie przedstawiającą przebieg zbrodni i późniejszego kłamstwa o niej.

Do sądzenia winnych za tę zbrodnię nigdy nie doszło. Chociaż znani są ci, którzy decyzję o niej podjęli, a także ponad stu wykonawców (ujawniona została lista nagrodzonych za akcję „rozładowania obozów”). Jednak śledztwo po stronie rosyjskiej zostało przerwane, a władze Rosji odmawiają komentarzy na ten temat. Nikt w tej sprawie nie został i już nie zostanie ukarany.

Po zbrodni istnieje materialny ślad. Trzy zbudowane przez Polaków cmentarze – w Katyniu, Miednoje i Charkowie - gdzie każdy z blisko 15 tysięcy polskich jeńców jest imiennie upamiętniony. To wyjątek na cmentarzyskach pozostałych po zbrodniach władzy sowieckiej.

Galeria katyńska-by zobaczyć galerię kliknij TU