OGŁOSZENIE!!!

Z powodu pojawienia się spamu na blogu z dniem dzisiejszym przywrócona zostaje moderacja komentarzy. Wszelkie informacje możecie Państwo uzyskać pod adresem mailowym konzentrazion.lager@gmail.com



28 marca 2010

Więźniarskie marsze śmierci-Ucieczki nazistów przed aliantami.

Witam Państwa,czasy nazistowskie były przepełnione wojną i terrorem.Jedną z form terroru były popularnie zwane przez więźniów obozów koncentracyjnych marsze śmierci.Historię tego haniebnego procederu postaram się przybliżyć w tym artykule.

Marsze śmierci były organizowane przez władzę poszczególnych obozów koncentracyjnych w celu uniknięcia starcia z wojskami alianckimi.Tą formę terroru zaczęto stosować pod koniec wojny,gdy naziści odnosili wiele porażek na frontach.Zazwyczaj marsze śmierci organizowane były parę dni przed nadejściem frontu.Przed marszami SS-mani zacierali ślady swojej zbrodniczej działalności.Więźniowie za równo przed marszem jak i w trakcie byli wyczerpani fizycznie i psychicznie,wędrowali oni przeważnie do III Rzeszy

Ofiary marszu śmierci Oświęcim Wodzisław Śląski

17 stycznia 1944 roku wymaszerowały pierwsze grupy więźniów z Auschwitz ewakuowanych do innych obozów pod kryptonimem Karla. Za główna przyczynę ewakuacji uważa się przyspieszoną ofensywę wiślańsko- odrzańską wojsk sowieckich, która miała uratować obóz. Według danych archiwalnych dowiadujemy się, iż kolumny miały składać się wyłącznie ze zdrowych mężczyzn – w praktyce jednak uczestnikami marszu było wielu chorych. Więźniowie szli pieszo, bez żywności, w czasie wielkich mrozów. Tak naprawdę Esesmani nie nadążali zabijać więźniów, którzy z braku sił nie byli w stanie maszerować dalej.


Najwcześniej bo 17 stycznia wymaszerowały kolumny więźniów z podobozów z Neu Dachs z Jaworzna i Sosnowca, a najpóźniej z podobozu Blechhamer w Blachowni Śląskiej. Trasy tych marszów wiodły przez Pszczynę do Wodzisławia, oraz z Oświęcimia przez Tychy, Mikołów do Gliwic. Najdłuższą trasę około 250 km do pokonania mieli jednak więźniowie z podobozu w Jaworznie.

Marsz nadzorowany był przez uzbrojonych esesmanów, którzy zabijali tych, którzy nie mieli już sił, aby iść dalej. Dziś świadectwem są liczne zbiorowe mogiły, w których spoczywają kobiety i mężczyźni, oraz dzieci. W miejscowościach na trasach marszów ludzie głównie z Górnego Śląska ratowali więźniów, a zbiegłych z kolumn ukrywali w swych domach.

Więźniów z Auschwitz, którzy przetrzymali marsze wywożono pomimo przenikliwego chłodu pociągami z otwartymi wagonami między innymi przez Czechy i Morawy do Obozów Mauthausen, Buchenwald. Wielu jednak, którzy przetrwali Marsze Śmierci zginęło w obozach w głębi Rzeszy.

Początek wielkiej ofensywy Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. przyniósł więźniom( jeńcom cywilnym, politycznym i Żydom) Stutthofu nadzieje na zasadnicze zmiany. Więźniowie wiedzieli, iż będzie to ofensywa zwycięska i być może ostatnia. Podejrzewano jednak, iż Stutthof będzie ewakuowany- łudzono się jednak, iż władze hitlerowskie nie zdążą z ewakuacja obozu. Tym czasem Niemcy pakowali zawartość magazynów, wywozili maszyny i zapasy surowców z warsztatów obozu.

25 stycznia 1945 o godzinie 6.00 rozpoczęła się ewakuacja piesza zasadniczej większości więźniów obozu w Stutthofie. Opuściło wtedy obóz około 25 414 więźniów. Rozkaz podpisany przez komendanta obozu Hoppego o zarządzeniu ewakuacji wydał wyższy dowódca SS i policji generał der Waffen SS Katm. W obozie zostali tylko chorzy i niezbędni do likwidacji obozu.

Planowana droga transportowa miała prowadzić ze Stutthofu, dalej przez Mikoszewo, Szewce, Błotnik, Cedry Małe, Cedry Wielkie, Trutnowy, Pruszcz Gdański, Straszyn, Bąkowo, Lublewo, Kolbudy, Niestępowo, Żukowo, Przodkowo, Załęże, Pomieczyno, Luzino, Godetowo, Lębork. Drogę tę przewidziano na siedem dni marszu. Więźniowie podzielono na kolumny liczące po około 1500 ludzi każda, które miały maszerować piątkami. Musiała być zachowana odległość pomiędzy kolumnami około 7 km. Każda z kolumn miała mieć jednego podoficera, pomocników transportu, pracowników ochrony uzbrojonych w pistolety maszynowe i granaty ręczne, oraz dowódcę sztafety psów wraz z psiarnią. Ponadto do rozeznania drogi i przygotowywania kwater wydzielono jednego podoficera i dziesięciu ludzi. Na drogę każdemu wydano prowiant w postaci pół bochenka chleba i pół kostki margaryny. tak rozpoczął się upiorny marsz dla niektórych ostatni w życiu, z uwago na to, iż tempo marszu dla niektórych okazało się mordercze.

Złe warunki atmosferyczne, postoje, konieczność stania po drodze na śniegu pod gołym niebem, marsz, aż do zmroku drogami wysoko zasypanymi śniegiem przy 15 czy nawet 20 stopniowym mrozie dawały swoje. Głód i zmęczenie fizyczne doprowadziło do kompletnego wyczerpania. Dobijanie więźniów podczas marszu było zjawiskiem masowym i dość częstym.

Sytuacja dla więźniów Stutthofu zmieniła się na lepsze, z chwilą przejścia dawnej granicy pomiędzy Wolnym Miastem Gdańsk, a Pomorzem. Natychmiast poszła wieść, iż Stutthof idzie i zmobilizowało to całe społeczeństwo polskie i wszystkie polskie organizacje podziemne do pomocy, aby ułatwić ucieczkę, oraz dostarczyć żywność, oraz ciepłą odzież.

Esesmani na początku oczywiście interweniowali, ale akcja ta była na tyle masowa, że nie mogli zaprzestać interwencji polskiej.

Po 10 - 12 dniowym marszu Ci, którzy przeżyli dotarli do tymczasowych miejsc pobytu, na ogół w stanie całkowitego wyczerpania. Więźniów rozlokowano w pobliżu Lęborka w obozie RAD pod Rybnem, we wsiach Gęś, Łówcz Wielki, Nawcz, oraz Toliszczek, gdzie ulokowano kolumny żeńskie.

Los wszystkich był jednak podobny. Wszędzie panował straszliwy głód, wybuchały epidemie tyfusu i krwawej dyzenterii. Ludzie padali, jak muchy. Niemcy ciężej chorych prowadzili nad wykopany rów i spychali ich w doły.

Ostatecznie w wyniku marszu śmierci z zimna zmarło conajmniej 12 tys. więźniów, a około 4 tysiące więźniów rozstrzelano i utopiono w morzu. Inni z kolei zostali wysłani do Niemiec, do KL Neuengamme i do innych mniejszych obozów.

W połowie marca Armia Czerwona i Wojsko Polskie dotarło do Bałtyku, odcinając w ten sposób Pomorze od Rzeszy. Wojsko niemieckie w tej sytuacji ciężko chorych zostawiło w Rybnie, a reszta z więźniów dotarła do Pucka.

W Pucku Niemcy zamierzali pozostałych więźniów załadować na okręty wojenne. Nie udało im się to, ponieważ przeszkodziła im w tym Armia Czerwona.

Początki obozu koncentracyjnego w Gross Rosen sięgają maja 1940 r.

Po Majdanku, Oświęcimiu w Polsce, Herzogenbush w Holandi i Netzweiler w Badeni- Witembergi Gross Rosen był piątym obozem koncentracyjnym, który hitlerowska III Rzesza traciła w wyniku zwycięskiej ofensywy aliantów. Bardzo dużo więźniów ginęło w transportach ewakuacyjnych, które odbywały się drogą pieszą w głąb Rzeszy.

Tu każdy kto zasłabł, lub z braku siły na chwilę zwolnił tempa marszu zostawał zastrzelony przez SS-mana. Kilka kolumn zdołało wyzwolić na trasach przemarszu zmotoryzowane odziały Armii Radzieckiej i II Armii Wojska Polskiego. Więźniów Gross Rosen rozwieziono głownie do obozów Mauthausen, Flossenburg, Buchenwald, Sachenhausen, Bergen Belsen i Dachau.

W dniach od 17-22 lipca 1944 r. wyruszył marsz śmierci z Majdanka niemieckiego obozu koncentracyjnego, oraz jenieckiego w Lublinie powstałego w 1941 r. Na wieść o zbliżeniu się Armii Czerwonej Niemcy rozpoczęli ewakuację. W dniu 22 lipca w dzień wyzwolenia Lublina, Niemcom udało się ewakuować około 1000 więźniów w tym kobiety i dzieci do obozu w AuschwitzMarsze śmierci prowadziły tak naprawdę donikąd. Były one przedłużeniem cierpień, jakich więźniowie doznali w obozach. Więźniowie nie mieli wyboru: iść, czy nie iść. O tym kto weźmie udział w marszu decydowały władze obozowe, a nie sami więźniowie. Samo nie zgodzenie się na marsz powodował wyrok śmierci na miejscu.


Co do pozostania więźniów w obozie to z reguły władze obozowe mordowały niedobitków, pozostawiając przy życiu taką liczbę więźniów, jaka była konieczna do zacierania śladów "działalności" władz danego obozu. Jedni wychodzili na tym dobrze, a inni bardzo źle.

Marsze pochłonęły wiele tysięcy ofiar, które umierały z niedożywienia, zimna, doznanych ran, i wycieńczenia. Dla wymęczonych ofiar każdy kilometr był wielkim poświęceniem. Szli w temperaturze poniżej 20C. Nawet ci więźniowie, którzy wyszli z obozu w stosunkowo dobrej kondycji fizycznej, nie byli w stanie sprostać trudom marszu. Wyznaczone uprzednio trasy w większości zajmowała ewakuowana niemiecka ludność cywilna i cofające się jednostki Wehrmachtu. Nie można było kontynuować marszu, musiano czekać aż drogi będą wolne. Niektórzy dowódcy podejmowali na własną rękę decyzję o zmianie trasy i prowadzili kolumny bocznymi drogami, jeszcze bardziej trudnymi do przebycia. Często maszerowano nocą. Miejsca postoju wybierano przypadkowo.

Nie było przygotowanych ani miejsc noclegowych ani wyżywienia. Przez pierwsze 3 dni marszu więźniowie nie otrzymali żadnego posiłku. Na nocleg zamykano ich w stodołach, dużych oborach i innych pomieszczeniach gospodarskich, a także w kościołach. Najtrudniejszy dla więźniów okres rozpoczął się 3-4 dnia marszu, kiedy pogoda znacznie pogorszyła się, był mróz, padał gęsty śnieg, oraz wiał wiatr. Padających na śnieg i nie mogących dotrzymać kroku maszerującym rozstrzeliwano. Paradoks, ale można w przybliżeniu założyć, że 1 marsz śmierci pochłonął prawie tyle samo ofiar ile zginęło w zatopionych trzech niemieckich okrętach ewakuacyjnych (Goya, Steuben, Gustloff).

Krajobraz można by było powiedzieć codziennie był ten sam. Wzdłuż drogi leżeli martwi z poprzednich marszów śmierci zabici przez niemieckich esesmanów z poprzednich kolumn. Widok był zawsze taki sam: pasiasta kurtka, pasiaste spodnie, nagie chude dłonie i rany.

Ze wspomnień tych, którzy przeżyli, albo tych którzy oglądali ostanie etapy marszów wynika, iż widzieli oni najbardziej przerażające widoki w swoim życiu. Ludzie doznawali szoku i nie mogli uwierzyć, iż człowieka można było tak poniżyć i zagłodzić. Najbardziej zdumiewające było to, jak człowiek tak wychudzony może to wszystko przeżyć. Ponadto wszędzie panował brud, co doprowadzał do wielu chorób i epidemii. Człowiek w obecnych czasach nie jest w stanie uwierzyć, że coś takiego miało miejsce.

Dziś na trasach marszów śmierci znajdują się liczne pomniki upamiętniające tamte wydarzenia. Liczbę zmarłych szacuje się na około 6 tysięcy, z tego znaleziono i pochowano zaledwie jedną szóstą.
 
Adnotacja:ilustracja pochodzi ze zbiorów Państwowego muzeum w Oświęcimiu














































































































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz